niedziela, 13 grudnia 2015

Sukienka chabrowa - Burda 7/2003 #107

Zbliża się impreza, aaaaa! Nie mam się w co ubraaaać! Znacie to ;-)
Przyzwyczaiłam znajomych i rodzinę, że teraz to już zawsze mam coś nowego specjalnie na konkretną imprezową okazję, więc tym bardziej na moje własne urodziny trzeba się było zaopatrzyć w nową kieckę. I jak każda szyciarka - musiałam ją uszyć, a nie kupić. Zdjęcia jeszcze z ciepłego września :-)


Dzianina jest tęga, gruba, średnio elastyczna i całkiem sztuczna, ale chromolić skład, kiedy kolor i te prążki... Długo przykładałam wykrój, żeby zgrać wszystko co do paseczka, a potem fastrygowałam niemalże miejsce w miejsce, bo chciały się przesuwać pod stopką. Zaszewki wyszły o dziwo idealnie, na jednym boku styknęło się równiutko, nad drugim już rwałam włosy z głowy i poprawiałam ze cztery razy. Wiecie, prucie owerlokowego obrzucenia to nie przelewki, wysłuchałam przy tym dwa pełnometrażowe filmy ;-)




Wykrój pochodzi ze starej Burdy nr 7/20013 #107 i jest wprost idealny. Zaszewki na biuście, zaszewki z tyłu, dekolt nareszcie nie pod samą szyję, model zgrabny i dopasowany - jak dla mnie przygotowany.



Jednakże konstrukcję musiałam nieco poprawić.

Po pierwsze: z automatu zwęziłam ramiona .

Po drugie: sukienka dopasowana z tyłu - wisiała na brzuchu. Wobec czego trzeba było utworzyć dwie zaszewki z przodu. Nie powiem, łatwe to nie było, biorąc pod uwagę, że kiecka była gotowa.

Po trzecie: wisiała mi pacha. Dopóki nie odbyłam pouczającej debaty z Czeremchą na facebooku, nie wiedziałam, jak się do tego zabrać. Myślałam zupełnie odwrotnie! Chciałam ujmować materiału, zamiast dodawać i nie wyszłabym na tym dobrze. Sprawa jest jednak prosta, kiedy się już wie.

Dodajemy troszkę na główce rękawa i podobnie na podkroju pachy przodu i tyłu - et voila!


Całość szyłam merrylockiem, ale już pliskę dekoltu przeszyłam na zwykłej maszynie, ściegiem potrójnym prostym elastycznym, bo wymagała dużej precyzji, a ja na overlocku uzyskuję iście wężowe ściegi. No nie potrafię szyć na nim prosto i już. A, no i zaszewki też zwykłą maszyną, tym samym ściegiem.

Do następnej sukienki z tego wykroju wyrysowałam już zaszewki na pergaminie i mam je na wieki wieków, amen.

Muszę przyznać, że zaczynam doceniać sukienki na różne "okazje", bo wciąga się taką na grzbiet i od razu jakoś tak bardziej odświętnie, zwłaszcza jeśli chodzi się na co dzień wyłącznie w spodniach.


Wykrój: Burda 7/2003 #107.  
Rozmiar: 36, zwężone ramiona, podniesiona pacha, dodane zaszewki z przodu
Materiał: dzianina
Zużycie materiału: 1,60 cm
Maszyna: Merrylock 689, Husqvarna Viking E10
Ściegi: 4-nitkowy superelastyczny, potrójny prosty ze zwykłej maszyny

wtorek, 8 grudnia 2015

Wstydliwy rozdział mojego hobby...

Post będzie krótki, bo sprawa jest wstydliwa, czyli złamałam się i uszyłam kocyk z, tfu, minky ;-)


Kto mnie zna, ten wie, że mam pobłażliwie protekcjonalny stosunek do dresików, kominów i kocyków z minky, a prawdziwe krawiectwo zaczyna się u mnie dopiero od spódnicy z przynajmniej dwiema zaszewkami i zamkiem. Mam alergię na Minionki, pandy, wąsy, pumpy i motylki do wózków. Prawdopodobnie gdybym była matką, mój stosunek byłby odmienny, ale póki co nie jestem i wypisuję się z grup szyciowych na Fb, na których nie uświadczysz innych postów, niż "Cześć, chcę uszyć mojej córuni opaskę/komin/czapkę, dacie tutek?". No nie poradzę, że dostaję piany na ustach, bo ja to bym chciała porozmawiać o tym, jak konstrukcyjnie poprawić wiszącą pachę albo przyszyć kołnierz do płaszcza. I nie - nie nazywam komina "cudeńkiem" :-P

Ale dość złośliwości. Szyjąc ten kocyk dla córki przyjaciółki z liceum, poczułam chyba namiastkę tego zachwytu, który czują szyjące mamusie, bo rzeczywiście... no śliczne to jest :-) Aczkolwiek szyje się to cholerstwo tak, że poprzysięgłam sobie, że nigdy więcej.
Tańczy, ciągnie się, nijak nie można tego wyrównać z resztą warstw - masakra.

Jednak efekt wynagradza, aż mi żal było się z tym kocykiem rozstawać. Może jednak uszyję sobie taki.... I mam nadzieję, że prezent znalazł uznanie u ofiarobiorczyni, bo robiłam go całym zgryźliwym sercem :-)


Kocyk jak kocyk, filozofii nie ma, wierzch - minky, spód - bawełna, środek - owata 150 mm. Owatę darliśmy z mężem na pół, bo za gruba była jak na kocyk, prędzej na kołdrę. 

I to by było na tyle, wracam do moich konstrukcji pach i wypukłych pośladków ;-))