czwartek, 3 kwietnia 2014

Pierwsza spódnica z wykroju - Anna Moda na szycie

Turkusowa spódniczka sprawiła mi ogromną frajdę, kiedy mogłam założyć ją na imprezę u przyjaciół i pochwalić się, że SAMA USZYŁAM!! Wszyscy z mojego otoczenia wiedzą, że od zawsze mam do rękodzielnictwa - nomen omen - lewe ręce, a tu proszę: spódnica jak się patrzy, ma górę i dół, zamek i rozcięcie, a nawet pasek. Klękajcie narody! ;-)
Pomknęłam zatem z Mężem do większego sklepu z materiałami. Z obłędem w oczach przechadzałam się między półkami i miałam pustkę w głowie, bo ani się nie znałam na materiałach, ani na szyciu, ani nawet nie wiedziałam, ile tkaniny potrzeba na co. Macałam, miziałam, gniotłam i rozciągałam, patrzyłam na ceny i witki mi opadały, bo bałam się, że wyrzucę pieniądze w błoto, jeśli nie dobiorę odpowiedniego materiału albo źle wykroję. Mąż w tym czasie od niechcenia grzebał w takim dziwnym koszyku...
Koszyk okazał się być zbawieniem, albowiem zawierał resztki-których-nie-żal. Wyszliśmy z siatą. Pokaźną. Resztek.
Przypomniał mi się wtedy taki dowcip z czasów dzieciństwa, stary, z brodą, jak to przychodzi dziewczynka do sklepu mięsnego i pyta, czy są resztki dla psa. Są. To poproszę 20 dkg, tylko nie za bardzo tłuste, bo tatuś nie lubi ;-)  
Wśród tych resztek znalazł się materiał w pięknym oliwkowo-wojskowym kolorze i o wyglądzie.. bo ja wiem.. płótna żaglowego? drelichu? Do tej pory nie wiem, co to drelich, ale tak mi się kojarzył i kojarzy do dziś. 

No dobra, materiał już miałam, teraz trzeba było przejść do niemniej ważkiego etapu doboru nici. Następnego dnia wycieczka do pasmanterii. Nici dobrałam. Nie tylko do tej oliwki. Również do pięćdziesięciu innych hipotetycznych ciuchów, które będę szyć przez najbliższe dziesięciolecia chyba. Swoją ścieżką ciekawe, że jak już miałam ten wór nici, to i tak przy następnej rzeczy okazało się, że nie ma odpowiedniego odcienia, i Mąż, który z zapałem sekunduje mi w moim nowym hobby, jechał znowu na gwałt do sklepu. Dzięki Ci, o Cywilizacjo Zachodnia, za galerie czynne w niedzielę do 22-ej! Wrócił z odpowiednimi nićmi i reklamówką innych oraz piętnastoma różnymi zamkami - na wszelki wypadek, żeby nie musieć gnać drugi raz ;-)

Tym razem do spódnicy chciałam podejść profesjonalnie, wobec czego dzień wcześniej nabyłam Annę Modę na szycie 1/2013, bo akurat była w kiosku oraz ponieważ ujęła mnie niezwykłą prostotą fasonów. Burda wydawała mi się zbyt skomplikowana. Anna miała rysunki etapów szycia i dodatki na szwy - wygrała.

Padło na kompilację modeli 1 i 2. Materiału wystarczyło tylko spódnicę i pasek, o szlufkach i jakichkolwiek kieszonkach mogłam tylko pomarzyć, zresztą i tak nie chciałam się na to porywać.  
Pierwsze szycie z wykroju dostarczyło nowych i piorunujących wrażeń, zwłaszcza kiedy rozłożyłam arkusz z wykrojem. Patrząc na tę gmatwaninę linii i oznaczeń, miałam podobne odczucia, jak wtedy gdy widziałam  pierwszy raz projekt architektoniczny, nad którym kiedyś pracował Mąż ;-) Nooo.. gruuubo, pomyślałam. Ale oczywiście nie taki diabeł straszny, jak go malują - wykrój powstał, materiał został skrojony, spódnica uszyta. Nie obyło się bez kłopotów, bo maszyna miała trudności ze sztywnym materiałem, ale rozwiązałam to igłą do jeansu.



Jest w porządku, tylko tak samo jak pierwsza podjeżdża mi przy chodzeniu prawie pod żebra, a ja lubię średnie biodrówki.


Gdzieś przeczytałam, że dobrze jest rozcięcie z tyłu usztywnić flizeliną, więc żeby było tak suuuper, to podkleiłam obie części. Sterczało jak tektura. Spędziłam upojne chwile na wyskubywaniu przynajmniej z jednej części. W użytkowaniu okazało się, że trzeba było w ogóle zrezygnować z flizeliny, materiał tego nie wymaga. Nauczka na przyszłość.


Podłożenie próbowałam uskutecznić za pomocą taśmy termicznej, ale się odklejało, wobec czego zostało stębnowanie.

Zamek po raz kolejny nieco awangardowy, bo wtedy nie do końca rozumiałam, co oznacza przeszycie wzmacniające na końcu zamka i robiłam je za wysoko.


Ogólnie spódnica nadająca się do chodzenia. Kolor w rzeczywistości bardziej wojskowo-oliwkowy, a nie taki blado-szaro-zielonkawy. Realizacja dalece odbiega od projektu z Anny, bo spódnica została zwężona dołem i brakuje jej wszystkich charakterystycznych dla modelu elementów (kieszonek i wiązania).
Tu nawet widać, że ten rozpierdaczek taki nie teges - wyje i odstaje, ale co tam :-)
A następna była kosmetyczka, bo miałam starą, brzydką i w ogóle, a poza tym czułam przesyt spódnic, chciałam coś nowego.