środa, 27 sierpnia 2014

Pierwsza sukienka, pierwsze Sew Along - Burda 5/2014 #114

Zabijcie mnie, nie wiem, dlaczego nie chodzę w sukienkach. Nawet kieckę ślubną zażyczyłam sobie z osobnym gorsetem.
Niemniej od długiego czasu chodziło za mną uszycie sukienki, jako kolejnego wyzwania. Wertowałam moje Burdy i w każdym modelu widziałam niebezpieczeństwo, że go do siebie nie dopasuję. Aż wreszcie trafiłam! I jeszcze trafił mnie projekt Szczecin Szyje - temat: sukienka. No to już nie miałam wyjścia. Nawet, o dziwo, zmieściłam się w czasie. 

Mąż mnie najpierw przegonił po pobliskich osiedlach i kazał wspinać się na murki....

... a potem po skałkach i kazał się wspindrać na górki. W pantofelkach na obcasie...

... i jeszcze zasiadać w rajstopach na chropowatych ławeczkach.

W poprzednim poście unaoczniłam, z ilu części składa się model, ale pomnóżcie to przez dwa, bo materiał był złożony. Zliczając wszystko, wychodzi 21 elementów. Dużo? Gdyby mi ktoś rzucił taką liczbą, pierzchłabym w popłochu, ale okazuje się, że szycie idzie jak po maśle. Same proste szwy. Tak naprawdę jedynym problemem mogłoby się wydać wdawanie zaokrągleń w cięciach francuskich na biuście i łopatkach. A jednak poszło jak z płatka. Znaczy się talię mam z lewej strony o 0,7 cm wyżej niż z prawej, ale co tam, kompletnie nie widać. Nigdy w życiu nie miałam tak idealnie wyprofilowanej przestrzeni na biust :-)

Oczywiście nie obeszło się bez przygód, albowiem dwa razy skracałam wykrój, potem przez tę nierówność talii musiałam wyrównać dół i w jakimś amoku ciachnęłam element, który miał był pozostać dłuższy o 10 cm. Musiałam sztukować. I nie wiem, na czym to polega, że wszystkie ciuchy skręcają mi się na którąś stronę. Na tej sukience przekonałam się o tym jeszcze lepiej niż na poprzednich projektach, bo okazało się, że dolna plisa, mimo że przyszyta równiutko, idzie po skosie. Na szczęście ginie to w mazach.

Rękawki są super. Naprawdę. Będę je pewnie podkradać do innych gorsetowych projektów. Dwie warstwy jeansu wydawały mi się za grube, a tymczasem wcale nie. I można swobodnie regulować, jak długie przyszyć i pod jakim kątem, wtedy odstają albo mniej, albo bardziej, co kto lubi. Zwężenie ich to też nie problem, można w ten sposób uzyskać szerszy dekolt.

Dorobiłam się wreszcie własnej metki. Najwyższa pora, bo te moje uszyciuchy jakieś takie bezimienne, normalnie nonamy ;-) Metoda Longredthread.

 A jeans kupiłam w zimie przez allegro z przeznaczeniem na torbę. Po wyjęciu z paczki zawiniątka wydał mi się paskudny, poszedł do szafy, potem miałam go w ogóle wydać w dobre ręce, aż zupełnie z głupia frant rozłożyłam go, owinęłam się nim i zakrzyknęłam do Męża: "Ej, patrz! Mam materiał na sukienkę!!!".
To chyba kwalifikuję się do "Uwalniania tkanin", co? :-)


wtorek, 12 sierpnia 2014

Sew Along - Szczecin szyje - sukienka - etap 1


Kto powiedział, że w Krakowie nie można szyć ze Szczecinem? :-)

Etap pierwszy:
  • Wybór materiału: nieoczekiwanie uwolniony granatowy jeans w niebieskie mazy;
  • Krojenie
Pierwsze Sew Along. Pierwsza sukienka. Wygląda na to, że poza długością nie trzeba nic modyfikować. Nie-do-wia-ry :-)

środa, 6 sierpnia 2014

Niebieskie kontrafałdy z IKEI


No dobra, pokazałam, jak układałam kontrafałdy, to teraz powiem, że 1/3 z nich poszła do kosza, bo raz mi kieca leciała z bioder, a raz nie mogłabym się dopiąć, mieszałam, mieszałam, składałam, nie wychodziło symetrycznie, aż w końcu trzeba było wszystko od początku.

Ale i tak chyba ich wystarczy, zamierzony efekt obfitości - jest :-)


Po raz kolejny przekonałam się, że mierzenie i rysowanie z pietyzmem co do pół milimetra nie gwarantuje sukcesu. Niby na centymetrze wszystko się zgadzało, niby kontrafałdy sfastrygowane na beton ani drgną, niby obwód już okej, a tu nagle po przyszyciu paska powinnam się przerzucić na dietę składającą się z listka sałaty w sosie z energii kosmicznej. Brak ze trzech centymetrów! No to układałam te kontrafałdy od początku. To był siódmy albo siedemsetny już - nie pamiętam dokładnie - raz, boszzzz...
Wskazówka do zapamiętania na zawsze: dobrze jest górę spódnicy przelecieć prostym ściegiem tuż nad linią szycia, na zapasie, i dopiero wtedy mierzyć. Zabieg ten ustabilizuje pas, a pomocne jest to zwłaszcza, kiedy szyjemy elastyczne materiały lub krojone ze skosu, lub ze sfastrygowanymi wszelkiej maści zakładkami i innymi fałdami. Źródło: Czeremcha
Materiał to bawełna ikeowska, taka cienka acz sztywna, 9,99 za mb. Mąż pojechał po półkę i przytachał 2 metry tkaniny, bo mu wpadła w oko. "Wiesz, przechodziłem obok, patrzę, niebieski, to wziąłem". 
Polecam, bo super się szyje, dobrze zaprasowuje, ale też bezproblemowo prasuje zagniecenia. I jest chyba w stałej ofercie IKEI.

Muszę jeszcze potrenować, gdzie to dokładnie guzik przyszywać względem dziurki, bo mi jakoś tak skiełzło. Ale musicie przyznać, że zamek to nareszcie profeska, czyż nie? ;-)

No i jeszcze element, bez którego żadna moja garderoba nie zyskuje miana idealnej - kieszenie. W szwach.
Na pasek nie patrzcie, nie wiem, jak ja to wymyśliłam i odmierzałam - a kroiłam go dwa razy... - że się szwy nie zbiegają pionowo, ale pies to drapał, i tak uwielbiam tę spódnicę!

Spódnica pretenduje do pierwszego miejsca w rankingu ulubionych. Ciekawe, że w sklepie nigdy bym jej nie kupiła, bo zawsze tylko te ołówkowe i ołówkowe. Gdyby nie własny handmade nigdy bym się do takiego fasonu nie przekonała :-)