Zabijcie mnie, nie wiem, dlaczego nie chodzę w sukienkach. Nawet kieckę ślubną zażyczyłam sobie z osobnym gorsetem.
Niemniej
od długiego czasu chodziło za mną uszycie sukienki, jako kolejnego
wyzwania. Wertowałam moje Burdy i w każdym modelu widziałam
niebezpieczeństwo, że go do siebie nie dopasuję. Aż wreszcie trafiłam! I
jeszcze trafił mnie projekt Szczecin Szyje - temat: sukienka. No to już
nie miałam wyjścia. Nawet, o dziwo, zmieściłam się w czasie.
Mąż mnie najpierw przegonił po pobliskich osiedlach i kazał wspinać się na murki....
... a potem po skałkach i kazał się wspindrać na górki. W pantofelkach na obcasie...
... i jeszcze zasiadać w rajstopach na chropowatych ławeczkach.
W
poprzednim poście unaoczniłam, z ilu części składa się model, ale
pomnóżcie to przez dwa, bo materiał był złożony. Zliczając wszystko,
wychodzi 21 elementów. Dużo? Gdyby mi ktoś rzucił taką liczbą,
pierzchłabym w popłochu, ale okazuje się, że szycie idzie jak po maśle.
Same proste szwy. Tak naprawdę jedynym problemem mogłoby się wydać
wdawanie zaokrągleń w cięciach francuskich na biuście i łopatkach. A
jednak poszło jak z płatka. Znaczy się talię mam z lewej strony o 0,7 cm
wyżej niż z prawej, ale co tam, kompletnie nie widać. Nigdy w życiu nie
miałam tak idealnie wyprofilowanej przestrzeni na biust :-)
Oczywiście nie obeszło się
bez przygód, albowiem dwa razy skracałam wykrój, potem przez tę
nierówność talii musiałam wyrównać dół i w jakimś amoku ciachnęłam
element, który miał był pozostać dłuższy o 10 cm. Musiałam sztukować. I
nie wiem, na czym to polega, że wszystkie ciuchy skręcają mi się na
którąś stronę. Na tej sukience przekonałam się o tym jeszcze lepiej niż
na poprzednich projektach, bo okazało się, że dolna plisa, mimo że
przyszyta równiutko, idzie po skosie. Na szczęście ginie to w mazach.
Rękawki są super. Naprawdę.
Będę je pewnie podkradać do innych gorsetowych projektów. Dwie warstwy
jeansu wydawały mi się za grube, a tymczasem wcale nie. I można
swobodnie regulować, jak długie przyszyć i pod jakim kątem, wtedy
odstają albo mniej, albo bardziej, co kto lubi. Zwężenie ich to też nie
problem, można w ten sposób uzyskać szerszy dekolt.
Dorobiłam się wreszcie
własnej metki. Najwyższa pora, bo te moje uszyciuchy jakieś takie bezimienne,
normalnie nonamy ;-) Metoda Longredthread.
A
jeans kupiłam w zimie przez allegro z przeznaczeniem na torbę. Po
wyjęciu z paczki zawiniątka wydał mi się paskudny, poszedł do szafy,
potem miałam go w ogóle wydać w dobre ręce, aż zupełnie z głupia frant
rozłożyłam go, owinęłam się nim i zakrzyknęłam do Męża: "Ej, patrz! Mam
materiał na sukienkę!!!".
To chyba kwalifikuję się do "Uwalniania tkanin", co? :-)