Mam trzy torebki: ciemną od
jesieni do wiosny, jasną od wiosny do jesieni i małą wizytową na każdą
porę roku. Każda kolejna torba to już by była fanaberia. Ktoś mógłby
zapytać, czy aby na pewno jestem kobietą? ;-) Jakoś torebka zawsze
spełniała u mnie rolę praktyczną, miała być pojemna, mieć konkretnie
tyle i takich przegródek, jak potrzebuję (nie jest łatwo taką znaleźć),
pasować do wszystkiego i kosztować jak najmniej. Aha, jeszcze mogłaby
być ładna, w sumie czemu nie ;-)
Odkąd zaczęłam historię z maszyną, zamarzyła mi się jednak
własnoręcznie uszyta torebka - bo mogłabym w ten projekt wcisnąć
wszystko: i szczególiki estetyczne, których próżno szukać w sklepach
albo kosztują majątek, i wszystkie kieszonki i przegródki, i dokładnie
taki pasek, jak trzeba, i żeby się parasol mieścił, i jakiś wyjątkowo
fajny materiał, i w ogóle wszystko-wszystko!
Charakter uniwersalny - i sportowo, i z koroneczką.
A potem to już tylko płakałam i klęłam najgorszymi wyrazami, aż byłam zdumiona, że takie znam. To przekładanie z prawej na lewą megasztywnego wierzchu, to zygzakowanie ściegu na rzadkim i sztywnym splocie ikeowskiego materiału i kameli, to upychanie zapasów podszewki w kieszonce środkowej...
Fajnie to się tylko wszywało zamki ;-) Jedyna wada metalowego to charatanie rąk przy wyjmowaniu komórki z tylnej kieszonki, bo ząbki od wewnątrz są bardzo ostre. Kto by pomyślał.
A podszewka to spartaczona zeszłoroczna sukienka na wesele kuzyna. Mięsista satyna bawełniana.
Najgorsza była ta wewnętrzna kieszonka,
która miała wisieć po środku. Jak na złość żadnego tutoriala w sieci.
Podszewkę wymyśliłam z dwóch części (przód/tył) i wyobraziłam sobie, że
wszyję tę kieszeń między boczne jej szwy. Nie przewidziałam tylko, że
przyszywanie podszewki do torebki odbywa się poprzez nałożenie jej od
zewnątrz. Kieszeń skutecznie zmniejszyła o połowę obwód nakładanego z
wierzchu materiału - co ja się namordowałam... Naprawdę kilka razy
miałam już wyrzucić cały ten rozbebeszony bajzel przez okno, ale Mąż nie
pozwolił - prawie siłą sadzał mnie przy maszynie i kładł do głowy, że
jeszcze moment i torba będzie gotowa, i że żal. No i w końcu nie po to
biegaliśmy o północy do garażu przybijać oczka do paska, żeby teraz to
poszło srrruuu do kosza.
Klamra do paska pozyskana z paska do spodni z Auchant za 9 zł ;-)
Za
usztywniacz posłużyła mi gruba kamela, grubsza, twardsza i sztywniejsza
od tej, którą stosuje się do podklejania cięższej garderoby. Znalazłam
ją tylko w dwóch hurtowniach, w zwykłych sklepach nie uświadczysz,
przynajmniej w Krakowie.