poniedziałek, 31 marca 2014

Pierwsza spódniczka - prosta choć niełatwa

Pierwszy miesiąc poświęciłam na pochłanianie wiedzy z książki i internetu, przeczytałam od deski do deski blog Czeremchy, Susanny, Bezdomnej Szafy, Intensywnie Kreatywnej, Lolajoo, Zapomnianej Pracowni, Sagitty, Liwias i wiele, naprawdę wiele innych oraz połowę wątków na dwóch forach. Głowa pękała mi od nadmiaru informacji, zapisywałam linki na zaś i stawałam się mądrzejsza teoretycznie . Wiedziałam już na przykład, że trzeba przytrzymać nitki przed pierwszym wbiciem igły w materiał, żeby się supły nie robiły,  co to są ściegi elastyczne i jak w teorii przyszyć lamówkę do dekoltu (to akurat była śpiewka dalekiej przyszłości, albowiem na koncie miałam tylko tę poszewkę z poprzedniego postu). Dokształciłam się ogromnie, nabrałam jeszcze większej pasji, ale równocześnie zrobiło mi się jakoś tak... żałośnie. Bo wszystkim się wszystko udaje od razu, a mnie nie. Ja osiem razy dopasowuję spódnicę i szyję ją dwa tygodnie. Mój świętej cierpliwości Mąż długo musiał mnie przekonywać, że po prostu nikt nie wrzuca na bloga nieudanych ciuchów, że na pewno każdemu na początku nie szło jak po maśle i nikt nie szył siedmiu rzeczy tygodniowo. Mimo to, gdy natrafiam prawie wyłącznie na zaawansowane projekty, które każdy szczegół mają perfekcyjnie odszyty, to czuję, że przede mną jakby dłuższa i jakby dalsza droga.

Stąd pomysł na to, aby pokazać innym początkującym, że pierwsze kroki nie zawsze są łatwe i że nawet jeśli przez pół roku nie uszyje się płaszcza z 22 części, to nie znaczy, że później nie będzie się tworzyć super-hiper fajnych ciuchów i torebeczek. To tak w ramach unii świeżynek :-)

Aby nie być gołosłowną, pokażę moją pierwszą spódniczkę o dość awangardowo wykończonej lewej stronie. Nie pytajcie, jak to zrobiłam..

Rozpierdaczek będący drugim przeokropnie trudnym elementem wyszedł równie imponująco niepojęty. Brak mi wyobraźni przestrzennej, więc w głowie wyobracałam kieckę na różne strony, a na końcu skorzystałam z tutoriala, który notabene tłumaczył jak krowie na rowie, a ja i tak nie byłam w stanie powtórzyć na żywym materiale. Teraz nawet nie pamiętam, co mi przyświecało, kiedy robiłam ten dziwny uskok.

A jak w ogóle powstało to wiekopomne dzieło? Otóż wparowałam do sklepu, zażądałam "jakiegokolwiek materiału na pierwszą w życiu spódnicę" i wyszłam z wdzięczną bawełną pościelową oraz zapewnieniem, że nie sprawi ona kłopotów. Potem rozłożyłam tkaninę na stole i zaczęliśmy z Mężem wgapiać się w nią każde na swój sposób - ja z przerażeniem, że nie wiem, od czego zacząć, Sławek jako mężczyzna, który zawsze wie, co robić - z przekonaniem, że szycie spódnicy nie może być przecież takie trudne. Pochymkał, kazał przynieść z szafy dobrą spódnicę i odrysować. Przyniosłam, przyłożyłam, odrysowałam, dodawszy dwucentymetrowe zapasy (tyle przynajmniej przytomności miałam), skroiłam nawet jakiś tam pasek, wszak czymś się ta spódnica powinna była kończyć u góry, i sfastrygowałam boczne szwy i nawet pasek. Miodzio. Idealnie. Wow. Troszkę za ciasna (cóż.. odrysowywałam od mocno elastycznej spódnicy..), ale co tam, bawełna się rozciągnie. Tylko... a jakże ja ją przecisnę przez biodra?! Tu doznałam iluminacji: aha, potrzebny jednak zamek! W tym celu musiałam skroić dodatkowe części przodu i tyłu, bo po rozcięciu tyłu na pół nie miałam wystarczających zapasów. Znalazłam tutorial, zszyłam znowu środkowe i boczne szwy, w mękach wszyłam zamek. Oczywiście spódnica odstawała w pasie o dobre trzy centymetry, szwy zszyte na zicher, nie będę pruć, bo w życiu nie powtórzę takich w miarę prostych, no to dopasowywałam przy zamku. Stąd ten pożałowania godny wygląd góry od lewej strony. Spódnica dalej odstaje, albowiem uznałam, że te jakieś zaszewki, o których wszyscy piszą, to na pewno zbytek, a poza tym za trudne, nie zawracałam sobie nimi głowy, ale jest - pierwsza spódniczka. Lewą stronę pokazywałam tylko zaufanym, reszcie prezentowałam dzieło jedynie od prawej i bez możliwości przyglądania się zamkowi, który ma pełnić rolę użytkową, a nie dekoracyjną, o!



 I jest. Śliczna, nieprawdaż? ;-)




17 komentarzy:

  1. Bardzo ładna komoda ;-). Spódniczka zresztą też :-).

    OdpowiedzUsuń
  2. Śliczna spódniczka! Materiał i kolor super! Prawa strona wyszła Ci świetna, a wykończenia jeszcze dopracujesz - wszystko przyjdzie z czasem. Zachęcam Cię do szycia i ciekawa jestem kolejnych projektów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, i jeśli mogę Ci podpowiedzieć - może lepiej byłoby ustawić jaśniejsze tło bądź jaśniejszą czcionkę? Tekst czyta się niełatwo...

      Usuń
    2. Takie zachęty bardzo motywują, dziękuję! :-) Po drodze udało mi się popełnić jeszcze kilka i z każdą następną wnętrze wygląda lepiej. Zapatrzyłam się na Twoje spódnice i mam już plan w głowie na kolejne.
      A co do kolorów, to mnie zmartwiłaś - tło jest białe, a czcionka ciemnogranatowa.. Może nie wczytał Ci się szablon bloga? A banner w nagłówku Ci się wyświetla?

      Usuń
    3. Banner się wyświetla bezproblemowo, ale może rzeczywiście problem tkwi w komputerze, na którym teraz przeglądam stronę. Wieczorem sprawdzę na innym :)

      Usuń
  3. Uwielbiam tę spódniczkę! :D
    Za wszystko... za kolor, kwiatuszki i awangardowe wnętrze :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale słodka jest ta spódniczka <3 W tym wypadku nie liczy się wnętrze, bo świetnie w niej wyglądasz :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :-) Materiał trochę przypadkowy, bo innego, który by nie wyglądał jak dla mojej mamy, w tym sklepie nie było, ale okazał się trafiony i to właściwie zasługa Męża, bo to on ma oko.

      Usuń
  5. Twój Mąż ma rację - nawet jeśli ma się już wprawę w szyciu, nie zawsze wszystko wychodzi perfekcyjnie - ja sama mam już na koncie kilka trudniejszych ciuchów a dziś trzy razy prułam sukienkę, bo za diabła nie mogłam jej porządnie i równo zszyć tuż pod zamkiem ;) a niby taka prosta rzecz...Poza tym u mnie na blogu można sobie obejrzeć mniej udane twory albo i totalne porażki :) Spódniczka jest urocza - ten kolor jest cudny, kto by sie przejmował lewą stroną, skoro tak ładnie wygląda z wierzchu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, pocieszające! Idę oglądać i się motywować :-)

      Usuń
  6. Hahaha, padłam czytając ten post. Jest boski, z wielką lekkością piszesz:) Porażki? Oczywiście, że każdy szyjący je ma. Zgadzam się z Twoim mężem, że po prostu porażkami mniej się chwalimy:) Twoja spódnica porażką absolutnie nie jest. Pięknie leży a że pod spodem jest fantazyjnie wykończona to tylko ją wyróżnia od tych z masowej produkcji:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo widzisz! Tak sobie będę mówić - że odróżniam się w ten sposób od masówek ;-))
      Dziękuję za miłe słowa, staram się pisać tak, żeby nie zanudzić i żeby się fajnie czytało. Cieszę się, że się podoba :-)

      Usuń
  7. Witaj.
    Pierwsze koty za płoty.
    Spódniczka wygląda dobrze jak na pierwszy raz.
    Mam nadzieję że będziesz doskonalić swoje krawieckie poczynania.
    Jeśli zechcesz możesz spojrzeć na moje tutoriale związane z szyciem.Z podpowiedziami zawsze łatwiej.
    Pozdrawiam.Agnieszka M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo chętnie zaglądnę, na pewno znajdą się takie tajniki szycia, których jeszcze nie poznałam po dwóch latach.

      Usuń
  8. Dziękuję za ten post, cieszę sie, że nie tylko ja miałam takie szalone początki.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że każda takie miała, tylko się nie przyznaje ;-)

      Usuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz po sobie ślad - choćby uśmiech, słowo lub komentarz do tego, co piszę i pokazuję. To niezwykle motywuje, a dyskusje i porady jeszcze bardziej! :-)